Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

i jak na polowaniu u książąt Sanguszków wypadł na niego razem dzik i rogacz.
— U księcia, mościbdzieju, porządek w myślistwie był rarytalny. Każdy myśliwy miał przy sobie chłopaka, który co najmniej dwie strzelby nabite trzymał w gotowości dla niego. Ja miałem właśnie jedną pogotowiu w ręku, gdy usłyszałem łomot — patrzę sadzi na mnie wprost wspaniały rogacz. Jak nie palnę... brzdęk! wywrócił się, a tu chłopiec mi drugą fuzję ciśnie, — odyniec! Złożyłem się do bestji. Jak huknę, mościbdzieju — wywrócił się i jucha mu pyskiem buchnęła! A, to powiadam asińdziejom, na ręku mnie tego dnia nosili...
W ciągu opowiadania szambelan spostrzegł stojącego we drzwiach, jak widmo, nieporuszonego Grabskiego.
— A! asińdziej tu co robisz! mocanie Miciu? — zawołał.
— Wszyscy się zwrócili ku nowemu gościowi i, znaki sobie dając, żwawo się wysuwać poczęli, nawet bez pożegnania. Grabski się zbliżył do szambelana.
— Już po teatrze! — rzekł do niego.
— Jakto?! co gadasz?! po teatrze?! Słyszę się jeszcze nie zaczęło! Coś tam zabrakło... — zawołał szambelan — ci panowie mi ręczyli.
Obejrzał się na swych towarzyszów, aby się do nich odwołać, obwinionych już nie było.
— Sztuki obie dawno odegrane, — dodał Grabski — wszyscy się do domów rozjechali, na sali niema nikogo.
Szambelan osłupiał!
— Ale, — możeż to być? — zakrzyknął, szukając aksamitnej swej czapki, którą tak troskliwie niósł nad głową w ręku, aby mu jej nie zmięto. Czapka znalazła się, ale spłaszczona i wysiedziana wniwecz... Burzymowski strzepując ją, aż nogą tupnął z gniewu.
— Najsłodsze Serce Jezusowe! — zawołał. — Co ty prawisz! sztuka skończona? wszyscy się rozjechali? Możeż to być? któraż godzina?
— Ostatni prawie wyszedłem z sali — potwierdził Grabski.