Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

mnie, zjemy razem i pogadamy! Zlituj się. — Ja głowę tracę z tą dziewczyną — a ona powiadam ci, jakby ją kto na sto koni wsadził, taka szczęśliwa!
I tak się ten niefortunny dzień zakończył.

III.

W pałacu Na górze, w małej salce jadalnej zasiadła niewielka liczba osób dnia następnego. Oprócz gospodyni i jej córki, hrabianki Anety, byli oboje państwo Vauban, których rzadko razem widywano, baron de Fontbrune, książę Józef i Sylwja z nieodstępną a uszczęśliwioną Czeżewską.
Szambelanówna była istotnie bardzo szczęśliwą, malowało się to dobitnie na jej pięknej twarzyczce; ale szczęście jej nie dorównywało rozpromienieniu pani wojskiej, która, choć ją nieco zaniedbywano, i mało się mogła mieszać do rozmowy, samem uczuciem tem, że się znajdowała wśród osób tak wysoko położonych, tak dystyngowanych — była w siódmych niebiesiech.
Oglądała się, uśmiechała, wciągała z rozkoszą to błogosławione, wonią arystokratyczną przesiąkłe powietrze, napawała się szmerem rozmów, w całem znaczeniu wyrazu tego używała swojego szczęścia z rozrzewnieniem, z wdzięcznością Opatrzności.
Już teraz snuła sobie, jak będzie mogła później okraszać opowiadania, wtrącając do nich ten prosty, ale wielkiego znaczenia frazes: „Gdym była u pani hetmanowej“.
Lub: „Słyszałam, jak książę Józef mówił”.
A nareszcie, choćby: „Zapewniała mnie hrabianka Aneta, gdym u nich była“.
Przed obiadem zaledwie zawiązać się mogła rozmowa.
Hrabianka Aneta porwała swą rówieśnicę, aby się przed nią pochwalić nieco swojemi zajęciami, zabawami, całym zasobem umiejętności i talentów.