gące dziś dać pojęcie o tem, jakie obrazy i fikcje do serc społeczności przypadały.
Malarze tworzyli sceny, w których rycerze, od stóp do głów okuci w żelazo, przyklękali przed bóstwy swojemi, przyjmując od nich kokardy i szarfy. Idealizowano mało znane wieki barbarzyńskie, jak najpiękniejszą przeszłość, do której wrócić się chciało, a że historyczne wiadomości, któremi się posługiwano do tego rezurekcjonizmu, niebardzo były obfite, dziwnie wyglądały i na obrazach, i w książkach, te poetyczne postacie, nawpół tylko wystudjowane, pół fantazyjnie dopełnione wedle smaku epoki.
Po takich kataklizmach, jak rewolucja francuska, która swem zwierzęcem barbarzyństwem oburzała, zawsze się ludzie zwykli uciekać dla ochłody i pociechy ku przeciwległej ostateczności. Sentymentalizm więc wykwintny, uperfumowany, mdły szczepił się na świeżem zepsuciu dawnych dworów i arystokracji. Nerwy, tkliwość, czułość, ekstazy miłosne były w modzie, jak stroje greckie, co nie przeszkadzało złośliwemu dowcipkowaniu, ani największej płochości obyczajów, bo sentyment miał ten dar, że wszystko uniewinniał i tłumaczył, a serce wszystko, nawet rozpustę rozgrzeszało.
U stołu, jak zawsze u pani hetmanowej i jej córki, dowcip grał wielką rolę — on faisait assaut d’esprit. Sylwji nawet rozgrzanej i ośmielonej tym fajerwerkiem wśród którego się znalazła, udało się parę razy szczęśliwie rzucić słówko, które książę podnieść umiał.
Wszyscy już od wczoraj to postrzegli, że młoda szambelanówna bardzo się księciu podobała. Pani Vauban zdala przypatrywała się jej uważnie, robiąc minkę nieco złośliwą, a po obiedzie znalazła się z nią jakoś sam na sam u okna.
Czy to był egzamin, czy próbka pozyskania sobie Sylwji — nie mogła zrozumieć sama nawet szambelanówna. Pani Vauban była dla niej, co się bardzo rzadko zdarzało, nadzwyczaj grzeczną i miłą. Zapraszała ją do siebie en petit comité na wieczory, zebrała się na
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/164
Ta strona została skorygowana.