wek jej zaledwie domyślać się mogła. Atmosfera Burzymowa nie sprzyjała podobnym aforyzmom. Ogarnął szambelanównę niepokój jakiś, trwoga instynktowa, jakby poczuła, że jej podawano truciznę, lecz tak była zasłodzoną, tak wonną.
Gdy się tak zabawiano na kawie u pani majorowej Habąkowskiej, w kamienicy na Miodowej ulicy, po skromnym obiadku z Grabskim, szambelan zmusił gościa swojego do marjasza.
Mieczysław niechętnie biorący karty w ręce, przez litość nad osamotnionym i niespokojnym starym, musiał przystać na nudną dla niego rozrywkę.
Co chwilka szambelanowi zdawało się, że córka z obiadu powraca, zrywał się za każdym zbliżającym powozem i powtarzał nieustannie, że hetmanowa za długo u siebie Sylwję zatrzymywała.
Grabski się domyślał, że z obiadu panie te już gdzie indziej pojechać musiały, ale przypuszczeniami swemi nie chciał trapić szambelana. Na nicby się też to nie zdało, gdyż nikt go słuchać nie myślał, i niczemu on zapobiec nie mógł. — Pocóż miał skarżyć!
— Rozmyśliłem się — odezwał się wśród gry zacny Burzymowski, — rozmyśliłem się, że jużciż znowu tak złego w tem nic niema, że się w towarzystwie Sylwka moja trochę potrzpiocze. To młodemu potrzebne, jak woda rybie. Na wsi okrutne miała nudy, a to temperament żywy, czysta matka nieboszczka. Bez świata, bez szumu to żyć nie może. Niech się rozrusza, pośmieje, poskacze... pod okiem Czeżewskiej, jaka ona tam jest, to jest, nic znowu zajść nie może.
Grabski przebąknął.
— Pani wojska niekoniecznie mi się zdaje stworzoną na towarzyszkę osoby młodej i niedoświadczonej, bo za mało z własnego doświadczenia korzystała. Wydaje mi się dosyć płochą.
— Myślisz?? — zapytał szambelan. — Hm! i ja tak sądziłem, ale, powiem ci, przekonałem się, że ma gruntowne zasady. Co się zowie — pryncypja! Jestem tego pewnym!! Mówię to nie bez podstawy! Pozór tyl-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/171
Ta strona została skorygowana.