szczał lekkim karyklem przez Warszawę, lubił i teraz wprawdzie piękne konie, ale je rzadko dosiadywał, a liców już nigdy nie brał w rękę, zostawiając je staremu Czerepińskiemu, niegdy stangretowi króla jmci, który go teraz tureckiemi stadnikami na wielkie występy powoził.
W pierwszych dniach po zjawieniu się pięknej Sylwji w Warszawie mówiono wiele, acz pocichu o gwałtownej pasji, jaką w księciu wzbudziła.
Uśmiechano się, szeptając o tem, sądzono różnie, przepowiadano rozmaicie, potem jakoś to zupełnie przebrzmiało.
Panna Sylwja Burzymowska weszła w świat wielki, pozyskała w nim miejsce, bywała Pod blachą i w poufałem towarzystwie pani de Vauban, ale książę, przynajmniej przy obcych ludziach, nie okazywał dla niej szczególnych względów, z pewną nawet obrachowaną ostrożnością jej unikał. Panna nie przemawiała doń tak śmiało, jak w pierwszych dniach, on rzadko odzywał się do niej. Sylwja chłodno i krótko mu odpowiadała. Słowem, zdawało się, że fantazja księcia tak była nietrwałą, jak wiele innych, co ją poprzedziło.
Panna Burzymowska w pierwszych początkach po ukazaniu się swem mająca licznych adoratorów do których rachowano dwóch Francuzów, jednego z panów Grabowskich, jakiegoś jeszcze mniej znanego nazwiska panicza i podżyłego księcia, który afekt posunął był tak daleko, iż o ożenieniu przebąkiwał — umiała się ich wszystkich pozbyć chłodem, surowością i pewną dumą.
Dziwiono się tej nieczułości, a poodprawiani zwali ją, wedle ówczesnego języka, „La Cruelle“ i znano ją pod tem nazwiskiem.
Uderzającą była zmiana, jakiej uległa, zbliżywszy się do wielkiego świata, ładna, wesoła i śmiała wiejska dzieweczka. Pod wpływem jego straciła swą śmiałość, naiwność, uśmiechy, z jakiemi przybyła do Warszawy, stała się nienaturalnie na swój wiek poważną, prawie smutną.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/181
Ta strona została skorygowana.