— Dziewczyna dumna, — rzekł sobie w duchu Burzymowski — będzie przebierać jak w ulęgałkach, i powrócimy na wieś do mojego hrabiego... Byle się ten nie zaswatał! Ale — cóż tam już robić, byle jej z tem dobrze było — choćby do trzydziestki zwłóczyła!
Ku końcowi karnawału Czeżewska raz przez dwa dni z rzędu została w domu zapomnianą. Sylwja jeździła i wracała sama, pod różnemi pozorami.
Drugiego dnia ku wieczorowi zniecierpliwiona pieszo pobiegła do majorowej wojska, nie bawiła tam długo, wróciła niezmiernie wzburzona i siadła w salce, sparłszy się melancholicznie na ręku, w nadziei, że Burzymowski nadejdzie.
Stało się, iż w istocie, po obiadku postnym, solo, szambelan, dowiedziawszy się od Zybka, że wojska sama była na górze, przyszedł do niej na gawędę. Bo choć z kobietami nie lubił rozmowy, ale gdy nikogo nie było, oprócz Zybka!
— A cóżto tak asińdźka siedzisz solo basso, osierocona? — zapytał, wchodząc.
— Widzisz pan!! — odrzekła, wstając, głosem pełnym wzruszenia Czeżewska. — Widzisz pan! Do czego to przyszło!! Niech mi pan szambelan daruje, ale co nadto to nadto, swobody pannie dajesz za wiele!
— O! o! o! — powoli począł Burzymowski. — Cóż się to stało nowego? Gniewy jakieś? dąsy? Na miły Bóg! hę?
— Nie wiem, czy się co stało, — odrzekła wojska z przyciskiem, zbliżając się do Burzymowskiego, który się trochę cofnął, gdyż zapachu ambry, którym Czeżewska zawsze była nasyconą, nie cierpiał. — Nie wiem, czy się co stało, ale że się stać może, to pewna! Otóż ja zawczasu zawarowuję sobie, że za nic odpowiedzialną nie jestem i być nie chcę!...
Stanowcza ta, piorunowa protestacja wojskiej tak silnie uderzyła szambelana, że niemal osłupiał.
— Nie rozumiem, — rzekł po chwili — za co pani nie jesteś i nie chcesz być odpowiedzialną?...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/192
Ta strona została skorygowana.