Wiedziała, iż w takim razie szambelan, rozbrojony, natychmiast przepraszał.
I tym razem chustkę zobaczywszy, pośpieszył z przebłaganiem Burzymowski, biorąc ją za rękę, którą mu wyrywała, i całując.
— Proszę mi wybaczyć, jeślim się za ostro wyraził, — rzekł — nie miałem intencji obrażenia pani. Słowo daję!
— Przecież pan to rozumiesz, — płaczliwie odezwała się Czeżewska — że ja to mówię z przywiązania do Sylwki, przez miłość dla ich domu!
— Ale dobrze, dobrze! rozumiem! nie płacz już asińdźka, — wołał szambelan — dajmy temu pokój... nie mówmy o tem. Dosyć. Sylwki swobody nie mogę ograniczać, widzisz asińdźka, bobym jej okazał nieufność. Nie mam też o nią obawy żadnej! Dziewczyna rozumna, któraby mnie i asińdźkę poprowadziła lepiej, niż my ją we dwoje. Dajmy jej pokój!
Gdy się wojska nieco uspokoiła, Burzymowski dodał cicho.
— Między nami, czy asińdźka masz jakie powody domyślania się, posądzania, że tam — co — jakiś romansik jest, czy co podobnego?...
Wojska długo stała w niepewności, z oczyma spuszczonemi, namyślając się, co ma odpowiedzieć.
— Mów asińdźka otwarcie — dodał Burzymowski.
Czeżewska głową dała znak potakujący i zdziwiła się, gdy ujrzała na twarzy szambelana zamiast gniewu, którego się spodziewała, ukontentowanie.
Zacierał ręce z radości i zbliżył się, o ambrze zapomniawszy.
— Mogę ja wiedzieć, co to jest? — zapytał.
— Ponieważ to są tylko domysły, ze wszech względów nie wypada mi ich wyjawiać — rzekła, cedząc przez zęby, Czeżewska. — Słowo daję, nie mogę nic powiedzieć!
— Ale coś tedy jest! coś jest! a Sylwka przede mną ani pisnęła! — zawołał Burzymowski z miną nadzwyczaj wesołą. — Widać, że pewnego jeszcze niema nic!...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/194
Ta strona została skorygowana.