Mniejsza o to — dodał po krótkim namyśle. — Jestem pewny, że jeśli uczyni wybór, to dobry, a sprawę rozpoczętą potrafi poprowadzić. Zatem, moja wojska sza!...
Zdziwiona tem zakończeniem Czeżewska umilkła.
— Asińdźka — mówił dalej szambelan ze spokojem wielkim. — Asińdźka bądź tak pewną jak ja, że ta dziewczyna sobie radę da! Nic jej nie grozi! chyba temu, kto jej w ręce popadnie. To druga nieboszczka matka jej, świeć Panie nad jej duszą, a tę ja znałem dobrze... Kubek w kubek!...
To mówiąc, śmiać się począł raźnie, przeszedł się po salce, podrzucając nogami, zatarł włosy i z rodzajem politowania popatrzał na Czeżewską, która darła już swe mitenki, słowa się nie odzywając.
— Nie chcesz mi asińdźka wyjawić tajemnicy, — dodał wesoło — nie nalegam. Dość mi na tem, że bystre jej oko poszlaki pewne znalazło! Mądrej głowie dość na słowie! Cieszyłbym się, cieszył!
Tak się rozeszli, a Burzymowski na dół do swych izdebek się spuściwszy, w godzinę może doczekał się wiernego Grabskiego. Nie miał nic pilniejszego nad wyspowiadanie mu się ze swej dramatycznej z wojską rozmowy, wyśmiewając, co wlazło, jej obawy nierozsądne.
Pewnym był, że Micio podzielać będzie jego sposób zapatrywania się na postępowanie Sylwji, i zdziwił się trochę, widząc go zasępionym.
— Cóż ty na to? — zapytał.
— Zdaje mi się, — odparł Grabski — że Czeżewska, której ja wcale nie jestem admiratorem, na ten raz miała słuszność.
— Oszalałeś, czy co! — ofuknął go Burzymowski. — Baba obrażona, sama nie wie, co plecie. Ty zaś, poprostu, jesteś chyba zazdrosny. Hę? przyznaj się!
To mówiąc, uściskał go, zanosząc się od śmiechu.
— Ja, ty, Czeżewska! — zawołał, unosząc się, szambelan — co my jesteśmy przy Sylwji!... To rozum, to takt, to mocibdzieju powaga i majestat we wszyst-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/195
Ta strona została skorygowana.