Pan Ledoux o misji swojego kasyna mający wysokie przekonanie, powtarzał to często i głośno, że dwa tylko wielkie domy otwarte miała Warszawa — Blachę i kasyno Ledoux!
Kasyno łączyło w sobie wszystkie ówczesne zaludniające Warszawę narodowości, bo tu nawet Niemców spotykać było można, którzy jedyną prawie mieli sposobność przypatrzenia się na niem polsko-francuskiej społeczności.
Niedaleko od wnijścia na salę można było, kupując bilety, mieć szczęście oglądać samego baletmistrza, który wart był istotnie, aby go za biletami pokazywano.
Jak wielu innych cudzoziemców, przybył on niegdyś do Polski przejęty ważnością swej misji cywilizatorskiej. Wiedział, że jedzie do barbarzyńskiej ziemi, kędy taniec był bez metody, nogi bez wykształcenia, skok wielkiej szkoły ignorowany — czuł, że wiezie z sobą smak, piękność, przyszłych pokoleń grację i że mu należy pewny rodzaj panowania w Rzeczypospolitej, której być miał dobroczyńcą.
Długie lata upłynęły od tej chwili, zacny Ledoux zachował statecznie przekonanie, iż położył tu pierwsze fundamenta lepszej przyszłości.
Z jego szkoły wyszły te panie, które z nieporównanym wdziękiem tańczyły wśród ogólnych oklasków tamburyno, szal, menueta i tym podobne popisowe sztuki.
Sumienie mówiło mu, iż miał znakomite w kraju zasługi.
Malowało się to poszanowanie siebie dobitnie w całej już zestarzałego baletmistrza postaci.
Stał teraz na uboczu wystrojony, w peruczce utrefionej starannie, z żabotem fantastycznym na piersiach, nogi w pierwszej pozycji, ze złotej tabakiereczki czerpiąc delikatnie hiszpankę i rękom nawet chudym nadając wdzięk, bo każdy palec inaczej był zaokrąglony.
Patrzał na cisnącą się publikę triumfująco. — Kasyno było dziełem jego!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/197
Ta strona została skorygowana.