Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/203

Ta strona została skorygowana.

ściem jeszcze, że o jej losie pamiętał, a dobrze wydał zamąż. Córeczkę ma śliczną jak aniołek — ba! ale i sama jeszcze ładna! a! ładna bestyjka! Co przy niej wszystkie nasze panie wymokłe, uwiędłe, namaszczone i umalowane...
— Ale, ba! Książę bo ma gust dobry, co się zowie, — rzekł drugi — teraźniejsza jego pasja piękna, jak królowa. — Widziałeś przecie Burzymowską?
— A któż jej nie widział! — odparł pierwszy. — Tylko ta różnica podobno w tej pasji księcia od innych, że więcej się Burzymowska w nim, niżeli on w niej kocha. Powiadają, że unika.
— Książę uczciwym i szlachetnym jest, — przerwał głos drugi — choć mu się narzuca, choć rzeczywiście bardzo nią zajęty — ale...
Tu muzyka zagrała... słychać było szmer tylko niewyraźny. Mężczyźni stojący pode drzwiami śmiali się i szeptali... Kiedy niekiedy pochwycić było można dobitniej wymówione nazwiska majorowej Habąkowskiej, pani Vauban i t. p. W przestanku jakimś jeden z rozmawiających odezwał się.
— Skończy się to tak, jak zwykle podobne romanse! Znajdą dla niej Francuza utytułowanego, albo poczciwego szlachcica... i — co było a nie jest, nie pisze się w regestr!
Muzyka znowu zabrzmiała głośniej, nic już nad nią nie było słychać. Czeżewska siedząca przy Sylwji, a ciągle zajęta salą, spojrzała w tej chwili przypadkiem na swą pupilkę i zerwała się przerażona. — Sylwja, z głową o drzwi opartą i o ścianę, leżała blada i zemdlona, wachlarz wypadł jej z ręki, oczy miała zamknięte — lice było trupie i zimne...
Nikt oprócz wojskiej nie spostrzegł wypadku. Czeżewska, która bez flakonów nie wychodziła nigdy, co prędzej dobyła jeden z nich z kieszeni i zaczęła cucić nieszczęśliwą Sylwję, która nierychło otwarła oczy, podniosła się przestraszona, chwytając ręce wojskiej, drżąca, blada jeszcze, jakby nie wiedziała, gdzie się znajduje i co się z nią dzieje.