— Gorąco w sali! Tyś taka zmęczona! Może wody.
— Wody! wody! — poczęła wołać Czeżewska — i zaraz ktoś usłużny pobiegł po nią.
Wpośród zgiełku i przewijających się osób nikt nie spostrzegł tego nieszczęśliwego omdlenia.
Młodzi ludzie, którzy we drzwiach prowadzili rozmowę, śmiejąc się, w głąb cofnęli.
Sylwja oprzytomniawszy, zwróciła oczy na ową Handzię i długo oderwać ich od niej nie mogła. Pani koniuszyna... owa w istocie była jeszcze bardzo piękną, a młodzież koło niej się roiła. Ona obchodziła się z nią dosyć pogardliwie a butnie. Śmiano się w kątku koło niej, i piękna Handzia czasem też pokazywała ząbki białe, dając się skusić do śmiechu, choć minkę robiła nadąsaną.
Grabski, który w początku ciągle tylko na Sylwję patrzał, szukał jej i teraz wzrokiem, gdy usiadła, ale mu ją drzwi zasłaniały, tak że się jej domyślał w kątku tym i całej sceny nie postrzegł.
Woda nieco szambelanównę orzeźwiła. Czeżewska nie domyślając się przyczyny omdlenia, a posądzając, że gorąco wielkiej sali spowodowało mdłości, rozmaite czyniła wnioski. Gotową była nawet poświęcić się dla wychowanicy i powrócić z nią do domu, jeżeliby się bardzo czuła osłabioną.
Sylwja odmówiła; ale twarz jej była tak zmienioną, że wojska ciągle się nowego obawiała omdlenia. Szczęściem pan de Beaumont, wielbiciel odepchnięty szambelanówny, która się go bardzo zimno pozbywała, co Francuza nie zrażało, zbliżył się, korzystając z tego, że ją zobaczył samą.
Był to średnich lat, piękny mężczyzna, który lepiejby się może wydawał, gdyby mniej o swej piękności pamiętał. Petit maitre w całem znaczeniu wyrazu, miał w sobie coś niewieściego, co go zapewne kobietom czynić musiało wstrętliwym...
— Piękna pani! — odezwał się głosem wystudjowanym — dziś na jej licu uwielbienia godnem (adorable) znać niezwykłe znużenie, — czy pani nie słaba?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/204
Ta strona została skorygowana.