miast naszego dobrego, miłego pana, gospodaruje tam jakiś jaśnie wielmożny gubernator pruski czy prezydent, czy jak go tam zowią, bo nie wiem, a zamiast naszej gwardji stoi wojsko niemieckie w pluderkach i kamaszach, na które dosyć spojrzeć i posłyszeć jak szwargoczą, aby i apetyt i humor utracić.
— Eh! obyliśmy się z tym poczciwym Koehlerem, który jest nadzwyczaj gładkim i miłym człowiekiem, — odparł szambelan — obyliśmy się i z tem Eins, zwei, drei! Zresztą Niemców u nas jakoś ani słychać tak bardzo, ani widać — przycupnęli.
Burzymowski niedowierzająco głową potrząsł.
— No, to musi być ich czuć przynajmniej — rzekł nosem pokręcając. — Dajmy temu pokój. Wy macie jeden ich gatunek, my drugi, a dla mnie oni wszyscy djabła warci.
Po chwili dodał:
— A z familji królewskiej kogóż tam macie?
— No, starego księcia eks-podkomorzego, który się już bardzo posunął — począł Pokutyński.
— Hm... I Truskolaską porzucił? — spytał szlachcic.
— O! dawno! — rozśmiał się Pokutyński — choć nie ręczę, żeby ją jaka Józia nie zastępowała, bo on bez tego nigdy nie był.
— Stary bałamut! — ruszając ramionami, mruknął Burzymowski. — I kogóż więcej?
— Jest pani hetmanowa, no, i nasz książę Józef, gwiazda nasza! — zawołał Pokutyński z zapałem.
— A książę Józef, jakże? co? tego? hm? — spytał Burzymowski, nie śmiejąc się wyrazić dobitniej.
Po chwili namysłu Pokutyński, zawsze w mowie oględny, odpowiedział, zwolna cedząc:
— Książę Józef? Jakże ma być? tego... na niego oczy Niemców zwrócone, boją się go jakoś instynktem, musi siedzieć i udawać, jakby go oprócz fatałaszek nic w świecie nie zajmowało. Lew śpi! Pod blachą u niego całe życie się skupia, z Pod blachy ono na miasto płynie. Musimy się bawić szalenie, aby nas nie posą-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/21
Ta strona została skorygowana.