nie lubił wcale. Była mu zanadto fertyczną, wściubską, nazywał ją bałamutką, pędziwiatrem i domyślał się w niej burzliwej przeszłości. W Czeżewskiej cenił pryncypja, a tu w nie nie wierzył. Być może, iż Habąkowska domyślała się co o niej trzymał Burzymowski, bo takie żwawe a dowcipne istoty miewają trafne przeczucia sentymentów, jakie obudzają. Dlatego zapewne tem mocniej pragnęła pozyskać sobie szambelana.
— Kochany panie szambelanie dobrodzieju! — odezwała się, tak podchodząc do niego, iż wanilja od niej doleciała biedaka. Burzymowski zaś ani ambry, ani wanilji, ani goździków, któremi się perfumowano, znosić nie mógł i otwarcie mawiał, że woli zapach kwaszonej kapusty. Cofnął się więc.
— Kochany panie, — rzekła — nie trwóż się o twoją ukochaną, a nam drogą jedynaczkę... Ja się na naszych kobiecych słabościach dobrze znam, jutro będzie zdrowa. To są nerwy, przejdzie rychło.
Burzymowski obie ręce podniósł do góry.
— Oby się słowa asanbdziki sprawdziły! — zawołał wzdychając. — Trzeba wiedzieć, że Sylwka moja od zębów a potem szkarlatyny, którą szczęśliwie przebyła, nigdy nie chorowała. Nigdy! a nerwów też nie miała, jako żywo! Skądże, proszę asińdźki, te modne nerwy znowu?
— Wczoraj na sali w kasynie było gorąco jak w piekle, — zawołała Habąkowska — a przestrzegałam tego nieznośnego Ledoux, żeby przepalać nie kazał.
— O, że gorąco było to gorąco! — odezwał się Burzymowski, głową potrząsając. — Wszak oto, najspokojniejszy z ludzi, kuzyn nasz, poczciwy Micio Grabski, z gorąca tego leży dziś z nogą przestrzeloną.
Majorowa, której powołaniem było wiedzieć wszystko co się w stolicy działo, mianowicie w sprawach miłosnych i pojedynkowych, posłyszawszy o strzale, przyskoczyła do szambelana.
— Zlituj się pan! Ja nic o tem nie wiem! Kto? Grabski? postrzelony? Któż go postrzelił? z jakiego powodu?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/223
Ta strona została skorygowana.