jak Trawka krzyknął, że jest zabity, nie będąc nawet rannym, i jak Grabski nie jęknął nawet, choć kula mu nawylot nogę przeszyła.
Piękne panie, które zdala tylko widywały mężnego obrońcę honoru niewieściego, czuły dlań sympatję wielką.
Kilka osób zupełnie nieznanych posłało się dowiadywać o jego zdrowie. Trawka, który chciał wyjść na bohatera, spotykał wszędzie uśmiechy szyderskie i drwiny.
Tegoż wieczora Pod blachą u pani Vauban, en petit comité, opowiadano sobie historję całą, chociaż z pewnemi przemilczeniami (réticences).
Gdy książę wszedł do salonu w towarzystwie kilku mundurowych przyjaciół, Kameneckiego, Rautenstraucha, Pokutyńskiego, oczy pięknych pań siedzących u stolika z ciekawością się zwróciły ku niemu, jakby chciały wybadać wrażenie, które wypadek znany mu (jak się wszystkim zdawało) mógł na nim uczynić.
Książę dnia tego był trochę blady, może niespokojny, ale swą zwykłą obojętność i chłód umiał zachować dla oczów ludzkich. Czuć było tylko na nim rozdrażnienie nerwowe, które tego dnia czyniło go tak drażliwym na najmniejszy stuk i głośniejszy wykrzyknik, jak zwykle pani Vauban bywała. Uśmiechał się jednak, mówił o rzeczach obojętnych, prawił chłodne komplementa pięknym paniom i nie zmienił w niczem wieczornego swego obyczaju.
Późno już, gdy nadszedł doktór Witaczek, który był posyłany do Burzymowskich, książę, zobaczywszy go, nieznacznie kołując, zbliżył się ku niemu.
— Byłeś u szambelana, doktorze?
— Właśnie stamtąd powracam — odpowiedział Witaczek.
— Jakże się ma chora?
— Lepiej, niema nic niebezpiecznego, proste rozdrażnienie nerwowe, ale u kobiet ono i ostrzejsze czasem formy przybiera, a może się nawet stać groźnem. Jest lepiej, mości książę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/227
Ta strona została skorygowana.