rzystwa, równie jak panny Julja Fabre, Sztauman i Nagle, majorowa czuła, że nie przez wszystkich była tu widzianą mile. Z taktem sobie właściwym występowała tylko, gdy szło o utrzymanie się przy prawie, o pokazanie się.
Tego wieczora pod pozorem, że jej było bardzo pilno, czekała na księcia w gabinecie pani Vauban, w którym było gorąco, jak w łaźni, wachlując się przed zwierciadłem i poprawiając fryzurkę.
Książę wszedł z wyrazem twarzy posępnym; spojrzał na nią. Uśmiechała się, zalecając, i widocznie rada z siebie.
— Cher prince — poczęła słodziuchno i poufale przysuwając się do księcia. — Zdawało mi się, że sobie zasłużę na łaskę księcia, gdy mu pewną wiadomość przyniosę.
Książę stał nierozchmurzony i rzekł zimno.
— Cóż to takiego?
— Pewnie się książę domyślasz?
— Nic a nic — rzekł zapytany.
Urażona trochę majorowa, zagryzła usta.
— Od niejakiego czasu — odezwała się — nie mam zaufania u w. ks. mości.
— Przepraszam, — przerwał gospodarz — są sprawy, w których bardzo chętnie powierzam się łaskawej opiece pani, ale są inne, których wolałbym, żebyś nie tykała...
Habąkowska zarumieniła się urażona.
— Bardzo żałuję — rzekła — ale co się stało, jest rzeczą nieodwołaną. Byłam pewna, że się książę zafrasujesz o szambelanównę.
— O! gdybyś się nią opiekować przestała! — wybuchnął książę.
Pomimo bielidła i różu majorowa zarumieniła się mocno.
— Nie rozumiem! — przebąknęła.
— A powinnabyś, szanowna piękna Jutko, — żywo dodał książę z mieszaniną złego humoru i żartobliwości — powinnabyś to zrozumieć łatwo. Sylwja nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/229
Ta strona została skorygowana.