bierz sobie książę coś innego, z innej sfery, gdzieby było mniej szacunku a więcej namiętności...
— Wybierz! — powtórzył książę. — Dobra jesteś! alboż to się wybiera?
— A! to prawda! — żywo podchwyciła Habąkowska — ale bo książę byłeś nieostrożny — niech mi to będzie powiedzieć wolno. Régle générale, bardzo wielkie panie z miłości i miłostek robią sobie zabawkę, z temi on a beau jeu, nie prowadzi to za sobą żadnych konsekwencyj, pocieszają się łatwo.
Ładne dziewczątka ubogie klas niższych — wyposaża się. Rzecz skończona... Tylko z temi szlachciankami, jak szambelanówna, zaraz to grozi, cela devient sérieux! Taka Sylwja kocha się szczerze, na życie i na śmierć, i robi się z tego smutna tragedja!
— To prawda, — odparł książę — ale tamto są zabawki — a to — to jest miłość!
— Miłość!! — szydersko a patetycznie powtórzyła majorowa. — Mi — łość!!!
Nie uważając na to szyderstwo, książę zwrócił się z zapytaniem:
— Widziałaś ojca?
— A! jakże! Ten poczciwy, dobry szambelan, — poczęła Habąkowska — mówiąc po polsku, jest jak tabaka w rogu. O niego nie masz się co książę troszczyć.
Pepi ramionami ruszył, Habąkowska chciała mu się z czemś narzucić koniecznie.
— Wie książę co, — szepnęła — niema tu innego wyjścia, potrzeba, abyś ją wydał zamąż.
— Bardzobym rad, — odrzekł książę żywo — tylko nie w tym celu, jak myślisz...En tout bien, tout honneur, radbym znaleźć uczciwego człowieka.
Ale ona!... ona za nikogo wyjść nie zechce!
Majorowa uśmiechała się złośliwie. Zamilkli. Książę gryzł papier w ustach i rzucał niecierpliwie poszarpane jego kawałki. Myślami zdawał się błądzić gdzie indziej. Majorowa czekała.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/232
Ta strona została skorygowana.