cego Goetza z Berlichingen Goethego, z pewnością byłby świat polski takie o nim wydał zdanie, jak oburzony król pruski.
Z francuskich mistrzów nie mieliśmy jeszcze dobrych przekładów, bo młody Osiński i inni poczynający literaci, choć już na nich sił swych próbowali, nie ogłaszali jeszcze drukiem tłumaczeń, a język polski w wyższem towarzystwie uważany był za zupełnie niewyrobiony do wyrażenia wszystkich delikatnych uczuć odcieni.
Uchodziło to za niesłyszane zuchwalstwo, za nadzwyczajny poryw, gdy Kropiński ważył się na Julję i Adolfa i na miłosne suspiry w narodowej mowie!
Wreszcie Francuzi napełniali salony, niby więc przez samą grzeczność dla nich musiano francuzieć, et on ne demandait pas mieux.
Nikt się nie domyślał nawet, oprócz może Staszica, Chreptowicza, Krasickiego, Niemcewicza, że język mógł do patrjotyzmu należeć. Wielki świat nie zaprzątał się tem wcale, kosmopolityzm, który jest jego cechą, panował w nim; kosmopolityzm, suknia jak szlafrok wygodna, której do stanu i figury przykrawać nie potrzeba.
Biuro dowcipu raz uzyskawszy prawo obywatelstwa w towarzystwie, przenosiło się z jednego do drugiego salonu. Osoby do niego należące wszędzie prawie były też same.
Piękna Aneta przed innemi prym brała, choć nie zbywało innym damom na tym dowcipie łatwym, do którego język francuski dostarcza napół gotowego materjału.
Nieskończenie zawsze trudniej być dowcipnym po polsku, bo u nas każde słowo, jak dawniej obywatel Rzeczypospolitej, chodzi samopas, po jednemu je zbierać potrzeba, aby coś skleić, gdy po francusku lada dwa kawałki tego odwiecznego kastetu — dają się pręciuchno na zawołanie złożyć na figielek udatny.
Ci, co z jakichkolwiek bądź powodów do biur i ich
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/238
Ta strona została skorygowana.