Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

kiewiczami, bardzo dalekie i dajmy na to, że go i niema. Ja się wcale o nie upominać nie myślę, — wysokie progi na moje nogi. Są inne domy cichsze, nieksiążęce, które nam lepiej przystaną.
— Znajdziesz ich do wyboru, ile zechcesz! ale kwiat i śmietanka zawsze nie gdzie indziej, tylko Pod blachą, — rzekł Pokutyński — jest czcigodna pani kasztelanowa połaniecka, jest pani starościna krakowska, są państwo eks-stolnikostwo koronni, wielka mnogość różnorodnych Potockich, naostatek i szanowny nasz Arystydes, marszałek Małachowski, taki nudny jak i był.
— Ale proszę cię? — podchwycił Burzymowrski — i wszystko się to w kupie trzyma? Vaubany i Arystydes, Wielopolska i hetmanowa, Sołtyk i Blacha??
Pokutyński serdecznie śmiać się zaczął i nim się na odpowiedź zebrał, uściskał wprzódy dobrodusznego szlachcica.
— Poczciwości ty moja! — zawołał, parskając — nie wszyscy żyją ze wszystkimi, trudno — ale się nikt z nikim nie kłóci. Ładzimy się z sobą, jak możemy, przekonasz się, zobaczysz!
— No! tak, zobaczymy — rzekł Burzymowski kwaśno, bo go uścisk nie udobruchał, choć go oddał szambelanowi — zobaczymy, ale ja od ciebie, kochany kolego, jasnej, otwartej odpowiedzi i wskazówki żądałem, a ty półgębkiem coś bąkasz, czego ja, symplicjusz, prostym szlacheckim rozumem pokombinować nie mogę.
Niewiadomo jakby się tym razem naciśnięty szambelan potrafił wykręcić z dwuznaczną odpowiedzią, bo z twarzy jego widać było, że nazbyt szczerym być nie myślał, gdyby, szczęściem dlań, w austerji hałas nie powstał wielki.
Głosy w zajeździe posłyszawszy, poczciwcy Burzymowski rzucił się ku drzwiom pośpiesznie, domyślając się niepłonnie, że córka jego przybyć musiała.