w moim domu ja panią jestem i żadnej esklandry nie dopuszczę.
Miarkując wszakże, iż do wybuchu głośnego przyjść może, bo Czeżewska coraz straszliwiej burząc się, podskakiwała ku drzwiom, majorowa sama do nich zapukała.
Długo nie dano żadnej odpowiedzi, lecz, gdy zastukała powtórnie, Sylwja z twarzą zapłakaną wyszła nagle, nie spojrzała na gospodynię, nie szukała oczyma Czeżewskiej, i jak wpadła tu niemal bezprzytomna, tak zbiegła do powozu napowrót, cała zatopiona w sobie.
Wojska zadyszana, przeklinając los swój, dogoniła ją już siedzącą w kąciku karety z osłonioną twarzą.
Nie przemówiwszy do siebie, pojechały tak do domu.
Tu szambelan niespokojny czekał na nie z Zybkiem na dole, a gdyby miał cokolwiek więcej przenikliwości i baczenia, postrzegłby łatwo na twarzy córki i na pani Czeżewskiej ślady wcale niezwykłego usposobienia.
Poczciwy Burzymowski niczego się w świecie nie domyślając, nie przypuszczając, aby się mogło im co trafić wychodzącego z trybu i ram powszedniego żywota, przywitał córkę wesoło, nie dopatrzył w niej smutku, ani śladu łez na oczach; ze złym zaś humorem pani wojskiej będąc oswojony, poprowadził je jak zawsze, baraszkując, na górę.
Wzruszyło go tylko, że córka czulej, niż zwykle, uściskała go i ucałowała, co po chwili wesołość starego podniosło jeszcze.
Po wschodach prowadząc kobiety, śmiał się, gderał, żartował, że tak późno powracały.
Każdy wyraz jego niezręczny ranił Sylwję w serce samo.
— No, już nie możecie powiedzieć, — wołał, patrząc w oczy córce — ażebyście się nie ubawiły za wszystkie czasy! Choć to już u drugich post, ale u panów i w piątek się najeść można u stołu i w popielce nawet zabawić, tak oni sobie radzić umieją, aby był wilk syty i koza cała.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/250
Ta strona została skorygowana.