— Damy? z towarzystwa? — zapytała głosem ledwie dosłyszanym.
— Tak jest, damy! — odparł żywo szambelan.
— Nie wiem i nie pojmuję, dlaczego przede mną z tego taką czynią tajemnicę. Przecież mi zwykle wszystkie sekreta komunikują, a nikogo nie wydałem. Com się naprosił nazwiska! nie i nie! Niezmiennie byłem ciekawy, zaprzysięgałem, że nikomu nie wyjawię, — jak się uparli — nie powiedzieli mi, a ani podsłuchać, ani się domyśleć nie mogłem. Jużto — dokończył stary — mądry, kto odgadnie, jaka z pań na porządku u księcia, bo on się, słyszę, co tygodnia w innej kocha...
Sylwja stała drżąca, patrząc mu w oczy, rumieniąc się i bledniejąc. Myśl, że Mieczysław mógł się bić za nią, ubodła ją jak sztyletem w serce. Chcąc ukryć wzruszenie, przeszła się parę razy po salce.
— Byłeś u Micia dzisiaj, — odezwała się cicho... — jakże on to... znosi?...
— Mężnie! — zawołał Burzymowski — chociaż dr. Witaczek i inni lekarze i chirurgowie strasznie głowami potrząsają. Ucinanie nogi jeszcze nie jest postanowione... Ma gorączkę, rana się zaogniła... Gangreny się lękają, czy coś — ale... Pan Bóg łaskaw!
Sylwja załamała ręce — łzy się jej w oczach kręciły.
— Wiesz, ojcze, — odezwała się — bardzo mi żal tego biednego Micia... Tak dobry był dla mnie, a ja go często tak drażniłam po dziecinnemu. Gdybyś, ojcze, pozwolił, bardzobym go chciała odwiedzić. Wiem, że sprawiłoby mu to przyjemność.
Spojrzała na ojca, stał mocno zdziwiony.
— A, co ci tam po tem, albo jemu! — odparł. — Widok dla ciebie nieprzyjemny, a jemu narobisz tylko kłopotu.
— Ale, jabym sobie tego bardzo życzyła! — rzekła, nastając, Sylwja. — Mój tatku!
Oprzeć się już nie mogła tej myśli, że Grabski za nią pojedynkować się musiał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/252
Ta strona została skorygowana.