Wojska, czując się odpowiedzialną, coraz była niespokojniejszą. Całej okropnej prawdy przed ojcem wyjawić nie myślała, ale miała zamiar przynajmniej namawiać go do powrotu na wieś.
Gdy szambelan, kręcąc nosem, w krześle usiadł, Czeżewska zajęła miejsce naprzeciw niego i obracając pierścionki na chudych palcach, odezwała się, jąkając.
— Pan szambelan już to sam musiał dostrzec, że naszej Sylwce powietrze miejskie widocznie nie służy.
Burzymowski głową potwierdził uczynioną uwagę.
— Czyby też nam nie czas, gdy się już i karnawał skończył, dla odpoczynku do Burzymowa powrócić?
— Hm! — rzekł szambelan — a! zapewne! Nie byłbym temu przeciwnym wcale. Asińdźka masz lepszą zręczność wpłynąć na Sylwkę, wyrozumieć ją... Ja, ja się nie sprzeciwiam.
— Mówiłam już panu szambelanowi, — ciągnęła po chwili namysłu Czeżewska — że wpływ mój na Sylwkę teraz jest bardzo mały! Opanowały ją te panie z Pod blachy...
Powaga ojcowska jest większą, panby powinien wyrazić swe żądanie.
— Zapewne! — odparł zmieszany Burzymowski — ale, asińdźka wiesz, że ja mojej jedynaczce gwałtu w niczem czynić nie chcę. Jeżeli ona się tu bawi, a towarzystwo to jej miłe, a dlaczegóżby nie miała go używać? Dzięki Bogu, jeszcze nam staje na to... Prawda, powiem asińdźce, że mi tu sakwę doją, co się zowie, a! cóż robić! kiedyś grzyb leź w kosz! Na to ja, abym córce służył, a worek mój, aby w nim czerpała!
— Ale zdrowie! ale spokój! ale przyszłość!! — odezwała się, nacisk kładąc na wyraz ostatni Czeżewska.
Burzymowski, który znaczenia jego nie zrozumiał, popatrzył na mówiącą i zniżając głos, a zakrywając się ręką, szepnął:
— Może się co trafi... Zmiłuj się asińdźka! Nie kryję, że życzyłbym sobie tego. Z wielkiego świata, gdyby się udało, skomportować zięciaszka, ślicznieby było, bo w Burzymowie... zejdziemy na prostego szlachciurę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/254
Ta strona została skorygowana.