Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/268

Ta strona została skorygowana.

przyjemnemi i nie bez korzyści stosunkami z paniami dojrzalszych lat, które wszystkich Francuzów z wielką dystynkcją i sympatją przyjmowały. — Znana powszechnie rozwódka i wdowa, starościna ...ska, wielce była baronowi przyjazną i zazdrosną o niego. Na nieszczęście miała tylko dożywocie i lat co najmniej czterdzieści. Przyjaźń więc i dobre obiady w bliższe stosunki zmienić się nie mogły.
Baron de Beaumont, jak wielu innych, znał panią majorową, jej był winien nawet przyjaźń swej starościny; bywał u tej protektorki i miał u niej dosyć łaski.
Zapraszała go czasem na podwieczorki, znajdując dosyć zabawnym.
Beaumont, gdy był w atmosferze właściwej, stawał się bardzo wesół, prawił kalambury i opowiadał anegdotki trochę drażliwe, które wielu osobom, mniej zważającym na decorum, wielce się podobały.
Śmiali się czasem godzinami całemi z majorową, do której Francuz robił słodkie oczy, i klapsy od niej dostawał, gdy się zbyt natarczywym okazał.
Jednego z ostatnich wieczorów baron, który podobno, zawiedziony w rachubie na swą starościnę, potrzebował pilno sukursu i spodziewał się, że mu go protektorka wyjedna, udał się do majorowej.
Składki na emigrantów płynęły znaczne bardzo. Rozdzielała je, między innemi, i pani de Vauban, łatwo się więc było do źródła docisnąć, ale tu nie płynęło ono z równą dla wszystkich szczodrobliwością.
Habąkowska podejmowała się wstydliwym uzyskiwać i zręcznie wsuwać sukursa, gdy ich potrzebowali.
Baron szedł do niej jak w dym.
— Kochana pani — rzekł po przywitaniu. — Wstyd mi wyznać, la starostine nie ma ani grosza et je suis à sec!
Majorowa usłyszawszy wyznanie, poruszyła głową i ramionami, skrzywiła usta...
— Starościna, c’est un pis aller et un interim, — odezwała się — trzeba coś bardziej serjo obmyśleć, panowie nie umiecie korzystać ze swego szczęśliwego po-