Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/292

Ta strona została skorygowana.

Szła, przystając, opierając się o ławki, jakby umyślnie zwalniając kroku. Dopiero, gdy ją zobaczył zbliżającą się ku kruchcie, Burzymowski, który wahał się z tem jeszcze, czy ma się z tem wydać, że ją śledził, że wykradł tajemnicę jej duszy, rzucił się wślad za nią z niepohamowaną niecierpliwością, i pochwycił wpół, gdy wodę święconą brała.
Sylwja przestraszyła się, obejrzała, i poznawszy ojca, uśmiechnęła się z za łez do niego.
— Sylwjo moja! — zawołał łkając stary, po którego twarzy ciekły jeszcze dwa nieotarte łez strumienie. — Sylwjo moja! Ty jesteś nieszczęśliwą, a taisz się przed ojcem, przede mną.
Nie odpowiadając mu, córka głowę zbolałą schyliła na piersi jego.
— Ojcze mój, — rzekła — smutno mi na świecie, ale ty nic na to nie poradzisz! Smutno mi i ciężko w sercu, lecz widzisz, żem się modliła, że do Boga szłam ze skargą, więc winną się nie czuję.
To mówiąc, wybuchnęła jękiem i łzami konwulsyjnie.
Zapłakaną przerażony ojciec, bezprzytomny poprowadził do domu.

IV.

O trzy kroki od kamienicy, którą zajmowali Burzymowscy, znajdował się dom, zwany Pod filarami.
Mieszkali w niej państwo Sołtykowie.
Chociaż pan eksstolnik koronny, synowiec sławnego biskupa krakowskiego Sołtyka nie mógł uniknąć całkowicie wszelkiego zetknięcia się z Blachą i jej towarzystwem, dom Pod filarami stanowił jedno z ognisk opozycji przeciw francuszczyźnie, księciu Józefowi i płochemu życiu świata eleganckiego.
Komedja, którą się książę osłaniał od prześladowania, tak dobrze była odegrywaną, że ją za prawdę brano. Nikt w zanudzonym księciu nie domyślał się przyszłego bohatera.