Grabski, któremu Zybek sam dał znać, że stary pan, jak on się wyraził, paraluszem rażony został, chociaż mu lekarze jeszcze wychodzić nie pozwalali, ubrał się natychmiast i żadna siła ludzka już go powstrzymać nie mogła, aby się natychmiast nie stawił na miejscu.
Przyjechał o kulach, naówczas, gdy już szambelan, po krwi puszczeniu, oprzytomniony trochę, dogorywał.
Zobaczywszy Micia, poruszył się, mówić już nie mógł, ale mu się wargi zatrzęsły i oczyma kilka razy wskazał Mieczysławowi na córkę.
W jednem ręku miał trochę władzy i gdy się Grabski zbliżył doń, chwyciwszy dłoń jego, konwulsyjnym ruchem położył ją na głowie klęczącej Sylwji.
Wysilał się na wymówienie czegoś, bełkotał, lecz zrozumieć go nie było podobna. Niecierpliwiło go to widać, że Mieczysław począł go uspokajać, zaręczając, iż na jego pomoc i usługę w każdym razie rachować może; potakiwał to, potrząsał głową stary, i raz jeszcze chwyciwszy rękę Micia, położył ją na ramieniu córki...
Chciał czegoś więcej, czego wypowiedzieć już nie zdołał.
Sylwja zachodziła się z płaczu, przerażenia i rozpaczy.
Gdy stary Burzymowski doczekawszy się Grabskiego nieco się potem uspokoił, oczy mu się przymykać zaczęły, napadła go senność. Ile razy podniósł powieki, oczyma już omdlałemi wskazywał Mieczysławowi Sylwję.
Tak drzemiąc i usypiając coraz mocniej, wreszcie zasnął na wieki.
Omdlałą córkę na rękach musiano przenieść na górę i złożyć na łóżku, przy którem doktór Witaczek, Czeżewska i Grabski przesiedzieli dzień cały.
Stan taki, w jaki ją śmierć ojca wprawiła, opisać się nie daje. Boleść wielka ducha łamie ciało, cierpienie moralne staje się naówczas chorobą, której symptomata nie psycholog, ale chyba lekarz odmalować potrafi.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/302
Ta strona została skorygowana.