douter. (Jest to człowiek skończony, zużyty, którego się nie ma co obawiać).
— Cieszy mnie nadzwyczajnie, — mruczał cichutko — że tak dobrą mają o mnie opinję! Niechże nikt mnie nie broni! proszę!
W tej Kapui warszawskiej i Jabłonnie wiódł jednak książę zawsze życie wspomnieniami wojskowemi otoczone i jakby tęsknotą do rzuconego oręża w głębi przejęte.
Tak samo, jak Pod blachą, najskromniejszym pewnie z pokojów pałacyku był ten, w którym on sypiał, na żelaznem łóżeczku, burką okryty, aby mu się obóz przypominał. Orłowskiego szkice go ubierały, przypominające zapasy rycerskie ubiegłych czasów, bitwy i konie.
Poczciwy gubernator Koehler, Hoym, jenerałowie dowodzący naówczas wojskami pruskiemi w Warszawie, Pletz, Wagenfeld i Rochetti, a nawet dyrektor policji Tilli, mieli to najmocniejsze przekonanie, iż książę pozbył się wszelkich widoków na przyszłość, ambicji, rycerskiego ducha i że mu szło jedynie o spokój, wygodne, ciche, błogosławione życie magnata, któremu wspomnienie tronu pokrewnego przyświecało.
Za niewinne wcale uważano upodobanie z przeszłości zachowane w koniach, bez których żaden pański dwór się nie obchodził.
Ci, co otaczali księcia, po większej części daleko od niego rozwiązlejsi i rozpieszczeni próżnowaniem, albo wtajemniczeni w rolę, jaką grać było potrzeba, potwierdzali swem postępowaniem przekonanie, iż nad rozrywkę, trzpiotostwo i małą intrygę nic księciu więcej do życia nie było potrzeba.
Koehler pobłażał ich wybrykom, nawet gdy do starcia z oficerami załogi przychodziło, wiedząc, że zalanym głowom wiele przebaczać należy, boć — nie wiedzą, co czynią.
I w tym roku, jak lat poprzedzających, rozjechali się z wiosną prawie wszyscy. Małachowski do dóbr swoich za kordonem, inni do Karlsbadu, który już na-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/313
Ta strona została skorygowana.