Wojskiej zdawało się, że tam dla pozbycia się Sylwji znowu marjaż jakiś knowano, aby nie mieć na sumieniu rozkochanej szambelanówny, dla której książę umyślnie się okazywał coraz chłodniejszym i widocznie jej unikał.
Baron de Beaumont powrócił na służbę piękności, której żałoba nadzwyczaj była do twarzy.
Młody jakiś Zatorski, podobno z za kordonu, jak utrzymywała Czeżewska, znający majątkowe stosunki Burzymowskich, zabiegał także około pięknej Sylwji, która z nim równie pogardliwie i traktując go z góry obchodziła się, jak z posłusznym baronem de Beaumont.
Wojska donosiła, że i stosunki i uczucia Sylwji zmieniły się wielce i ona sama ochłodła, smutna była i zadumana.
Wśród tego smutku przychodziły czasem krótkie błyski jakby odżywającego uczucia, ale te gasły wprędce.
Kilka razy Sylwja wspomniała Czeżewskiej o Mieczysławie, nazywając go nieznośnym, iż się tak uparcie trzymał zdaleka. Zawołać go jednak nie chciała, wiedząc, że na wieś ją ciągnąć będzie.
Jakaś resztka nałogu serca, tęsknoty, może nadziei niedorzecznej trzymała ją tu jeszcze.
Zmiana jednak była bardzo widoczna.
Ostatnim razem przyszedłszy Czeżewska mówiła coś o kłótni dwóch rywali, pana de Beaumont i Zatorskiego, która groziła pojedynkiem. Sylwja po raz pierwszy oddawna miała się śmiać, posłyszawszy o niej.
W istocie Francuz, czatujący na pastwę, nie mógł znieść tego, aby mu kto śmiał stawać na drodze i grozić wydarciem owocu długiej cierpliwości. Młody Zatorski był też szlachcic zawadjaka i pojedynkowicz, jak znaczniejsza część ówczesnej młodzieży, miał przyjaciół sobie podobnych, na Francuza więc czatowano, aby mu kurtę skroić.
Z opowiadań wojskiej, jakkolwiek fantastycznemi przeplatanych wymysłami, Grabski mógł wyciągnąć
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/315
Ta strona została skorygowana.