Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/320

Ta strona została skorygowana.

z pod tej Blachy i liścik. Trochę się dąsała, prychała, a potem słoiki swoje zabrawszy, pojechała.
Zybek śmiał się złośliwie.
— Możeby się była została, — dodał — ale ja to wiem, proszę panicza, co ją tam pociągnęło... O! ja to spenetrował!
— Naprzykład? — rzekł Grabski.
— A cóż? słowo daję paniczowi, — żwawo dokończył Zybek — nic innego tylko, że łakocie lubi, a zawsze powiadała, że tam stół choć palce oblizywać. Ona za dobrą leguminę do piekłaby się dała zaprowadzić.
Nie chcąc słuchać dalszych zwierzeń Zybka, Grabski odszedł milczący.
Upłynęło dni kilka, gdy jednego rana głos piskliwy pani Czeżewskiej dał się słyszeć w przedpokoju. Grabski sam pośpieszył jej otworzyć.
Nastąpiło wypoczywanie i wszystkie te miny, mające obudzać współczucie, które zawsze opowiadania poprzedzać były zwykły.
— Przyjechałam, wyrwałam się, — poczęła słabym głosem — słowo daję, tylko dla pana.
— Jakże się ma Sylwja? — zapytał Mieczysław.
— Zdrowa — ciągnęła dalej wojska. — Ale wątpię, ażeby pobyt w Jabłonnie był jej przyjemnym. Stoimy w oficynie razem z Vaubanową. Swoboda na wsi bardzo wielka, to prawda, pół dnia spędzamy w parku pod ślicznemi drzewami, gdy pogoda. Ale książę zimniejszy, posępniejszy niż kiedykolwiek, roztargniony, szyderski. Sylwja podrażniona, smutna, w złym humorze. Zdaje mi się, że ten nasz pobyt nie potrwa długo, a jeżeli wrócimy, to i do Burzymowa się wybierze...
Chodzi niespokojna po swoim pokoju i widocznie rozmyśla, co począć, bo to tak trwać nie może.
Pomilczawszy trochę, Czeżewska dodała, zawsze z dramatycznym akcentem.
— Książę widocznie zajęty pewną osóbką...
Skrzywiła się pogardliwie.
Grabski ruszył ramionami z oburzeniem i niesmakiem.