rową, złożyła ją w jej ręce. Uścisku, którym obdarzona chciała się wywdzięczyć za tak przyjemną dla niej niespodziankę, Sylwji udało się uniknąć.
— Więc — istotnie — chcesz nas porzucić? opuścić? — zapytała majorowa już się zabierając odchodzić.
— Tak jest, — szybko dokończyła szambelanówna — od jutra już mnie tu niema dla nikogo.
Milcząca wysunęła się majorowa z sypialni, przemknęła ledwie głową skinąwszy Mieczysławowi przez salon, i wyszedłszy do sieni, zawróciła jeszcze do pokoju wojskiej.
Czeżewska siedziała w krześle dotąd nierozebrana, bo wiedziała o przyjściu Mieczysława. Nie spodziewała się prawdopodobnie wizyty majorowej, z którą od niejakiego czasu stosunki były bardzo oziębione. Nieco zdziwiona podniosła się z krzesła na widok jej, gdy Habąkowska, która już swą trzpiotowatość i gadatliwość odzyskała, poczęła od progu.
— Przychodzę się pożegnać, bom od Sylwji dostała odprawę!! Więc jedziecie? opuszczacie nas? Powinnaś mnie za to podziękować, — dodała cicho z tłumionym śmiechem.
Wiem, żeś sobie życzyła uwolnić się stąd, ty i pan opiekun. Wiedzcież, żeście szczęśliwy rezultat nie komu innemu jak mnie winni.
Wojska słuchała z uwagą natężoną. Majorowa naprzeciw niej usiadła i pochyliwszy się poufnie szeptała:
— Książę dawno sobie życzył tego, żeby szambelanównę wywieść ze złudzenia! Żenić się z nią przecie nie mógł, a nadto był sumienny, aby gubić dziewczę, które się w nim tak szalenie kochało. Potrzeba było całą komedję ułożyć, ażeby raz Sylwja miłość tę sobie wyperswadowała...
Podyktowałam sprowadzenie wielkiego łotra Francuzicy, la Brétèche, która swoją rolę (nie wiedząc o niej) wyśmienicie odegrała. Książę niby się nią zajął niezmiernie...
Umieliśmy tak schadzki księcia z nią urządzać, aby
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/328
Ta strona została skorygowana.