Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

wo odzywać się potem do znajomości, wciskać się do domu, zapraszać się do niego, a jego ciągnąć do siebie.
Tkwiła mu też w głowie Blacha i pani Vauban, a wystawiał sobie, że ta tężyzna do obozu księcia Józefa należeć musiała, choć w istocie tak nie było.
Struł go Pokutyński półsłówkami o towarzystwie Pod blachą, a tu nowe strachy przynosiła znajomość tak niebezpiecznej młodzieży.
Z temi sztyletami w sercu trzeba się było śmiać, weselić, na dowcipy odpowiadać i udawać wielce uszczęśliwionego.
Najwięcej jednak frasowała go Blacha, z tą jakąś wielce podejrzaną panią Vauban! Jak tu było się z tego przed Sylwją wykręcić, aby tam nie zaglądać, nie przypominać się koligacji, nie zawiązywać stosunków i pozostać na boku.
Burzymowski miał wielką cześć dla nieboszczyka króla, który go zrobił szambelanem i dał mu order; miał cześć dla całej jego rodziny, zatem i dla synowca — a mimo to, córki teraz Pod blachę wprowadzić sobie nie życzył. Po głowie mu chodziło, że go ta poczciwa, nieopatrzna Sylwja zmusić może. Znał swą słabość dla niej i powtarzał w duchu:
— O la Boga! O la Boga! co ja tu pocznę! Poco mi tu jechać było!
Myślami temi skrępowany, dostał się do oficyny.
Wprowadzono go tu uroczyście do wielkiej izby, w środku której stał stół na pół obrusem pooblewanym już okryty i jak mapa wyglądającym, zastawiony opróżnionemi butelkami, powywracanemi szklankami, przyozdobiony wazą do ponczu przygotowaną. U podstawy jej leżały bryły cukru, stos pomarańcz i cytryn.
Mimo tych myśli zgryźliwych i ciężkości, jaką na sercu doznawał, Burzymowski był szlachcicem kość z kości naszych; wpadłszy między wrony, musiał krakać jak i ony.
Rozweselił się natychmiast i rozdobruchał, biedę zawieszając na kołku, do jutra. Posadzono go na miejscu honorowem, ponowiono zdrowie, ściskając i cału-