wji, wielkie do niej mającej podobieństwo, rodzajem polecenia i pasportu.
O tych marzeniach córki wiedział dobrze Burzymowski, bo mu się z nich spowiadała; niepokoiły go one teraz więcej niż przedtem — zmuszony był im się przeciwić, tamować, a z jedynaczką do boju stanąć, mimo powagi swej ojcowskiej, ani mógł myśleć.
Pobiłaby go zawsze uśmiechem, przymileniem się, pocałunkiem, a naostatek łzami.
Niestety — podobnym był wielce do kokoszy, która wysiedziała kaczątko, musiał stojąc nad wodą gdakać tylko na losy.
Przez całą drogę do Warszawy szambelan to się modlił, to drzemał, to różne sobie osnuwał doskonałe plany i projekta.
Rad był wielce mieć do ich spełnienia aljanta w pani wojskiej Czeżewskiej, ale na to — niestety, czuł, że wiele rachować nie było można. Naprzód, że Sylwja wiele jej nie słuchała, a ona jej rozkazywać nie śmiała, powtóre, że pani wojska w formach wyższego towarzystwa tak była rozkochaną, iż poza niemi, olśniona, nic droższego dojrzeć nie mogła. To co one okrywały złem się jej nigdy nie wydawało. Dla wojskiej sama perspektywa wnijścia we francuski świat Warszawy zapomocą Sylwji, u jej boku, było najwyższem szczęściem. Nie rachowała się z tem, czem mogła je okupić, byle się znowu znaleźć wśród grona tych dystyngowanych, utytułowanych pań i panów, których pamięć jak relikwję przechowywała na dnie serca.
Pani wojska ślicznie mówiła po francusku, w młodości lat kilka spędziwszy z jedną z Lubomirskich w Paryżu. W Burzymowie tylko z Sylwją mogła się posługiwać tym językiem, którym daleko lepiej niż własnym władała, językiem naówczas jak dziś zastępującym wszelkie inne kwalifikacje do salonu.
W czasie, do którego się to opowiadanie odnosi, napływ francuskiej emigracji, dla której sympatja w wyższych sferach towarzystwa była niezmierna, bardziej jeszcze francuszczyznę rozpowszechnił. Gdziekol-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/39
Ta strona została skorygowana.