Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

flakoniki, chusteczki, pugilaresiki, różne tajemnicze bombonierki, z pastylkami na wszelkie wypadki. Spieszno jej widać było, bo zarazem wydawała rozkazy służącej, wolała o konie, drapowała przepyszny szal na ramionach, przeglądała się w zwierciadle i uśmiechała do Czeżewskiej.
Czuć w niej było temperament kobiety, która całe życie śpieszyć musi, nawet gdy nic do czynienia nie ma.
Wojska, która była do zbytku powolną i namyślającą się, zachwycała się tą żywością, przypatrywała się przyjaciółce z uwielbieniem.
— Kochana Jutko! i ty mówisz, żeś się zmieniła. Gdzież tam! Zawsze jesteś tą samą, pełną żywości, dowcipu, przytomną, czynną, piękną, zachwycającą.
— Dziękuję! — odparła majorowa — ale bez tego życie byłoby gniciem! Trzeba się ruszać, aby nie postarzeć! Zmuszona siedzieć w kątku na kanapie z pończochą lub założonemi rękami, czuję żebym umarła!
Piękny lokaik pani majorowej dał znać w tej chwili, że konie były gotowe i dwie przyjaciółki wyszły razem.
Czeżewska siadła do karetki, a powozowi najętemu kazała jechać za sobą.

IV.

Szambelan właśnie się przed wiszącem u okna lusterkiem golił, gdy karetka majorowej stanęła przed kamienicą, a że zobaczywszy ją, przestraszony nie okaleczył się niebezpiecznie, istna była łaska Boża. Ręka mu się zatrzęsła i pojechała po brodzie aż pod gardło. Czuł, że ekwipaż ten nie mógł zajechać do nikogo, tylko do pierwszego piętra; uląkł się tych odwiedzin paradnych. Wyjrzał oknem i przeczucie się potwierdziło, gdy ujrzał Czeżewską wysiadającą z karetki z nieznajomą jakąś damą.
Powóz i konie wyglądające bardzo elegancko kazały się domyślać osoby dystyngowanej.