starościny krakowskiej, kasztelanowej połanieckiej, Małachowskiego, Czackich...
Szambelan roztargniony, wciąż pod naciskiem tej myśli, jaka to była majorowa, z nogi na nogę przestępując, niekiedy przebąkiwał półgłosem:
— Tak! tak!
W duchu jednak zaprzątnięty był zadaniem. Jaka u licha majorowa?
— Co za familjantka? Kto ją rodzi? Na śmierć zapomniałem! Musiała chyba męża i tytuł odmienić.
Posłyszawszy wyliczenie tylu domów, Burzymowski się wkońcu nastraszył i odezwał, jąkając nieśmiało.
— My bo pani majorowo dobrodziejko — my bo — jesteśmy cichej wsi mieszkańcy, domatorowie, do wielkiego świata nie nawykliśmy i nie piszemy się.
— Ho! ho! — przerwała mu Habąkowska. — Cóż to szambelan zbytnią skromnością tak się deprecjujesz! Znałam przecież nieboszczkę żonę jego, pamiętam jej stosunki, domatorką wcale nie była!
Burzymowski zdumiał się jeszcze bardziej, posłyszawszy o żonie swej wzmiankę.
— Cóż to jest u kata? — mówił w duchu — i żonę moją znała? Co to jest? Jaka to może być majorowa?
— Sylwja moja — wtrącił nieśmiało — jeszcze jest tak młodą!
— A panbyś ją dopiero podstarzałą chciał pokazać światu? — roześmiała się wesoło, przybliżając ku niem u natarczywie, majorowa. — Wstydźże się pan tej zazdrości rodzicielskiej! Choćbyś pan jej nam nie chciał dać, my ją gwałtem porwiemy! Ona należy do tego świata, którego będzie najpiękniejszą ozdobą!
W tej chwili zegar na kominie stojący syknął i zaczął wybijać dwunastą, Habąkowska skoczyła jak oparzona.
— A! co ja słyszę! dwunasta! już dwunasta — zawołała z przestrachem. — Dałam słowo pani hetmanowej i Anecie, że o południu, juste, będę Na górze! A! pardon, śpieszyć muszę!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/60
Ta strona została skorygowana.