Zaczęła się prędko kłaniać, dygać, ściskać, Czeżewskiej coś szepnęła do ucha i zabrała się do wyjścia. Burzymowski, choć dotąd na żaden sposób przypomnieć sobie nie mógł, ani kto ona była, ani kto ją rodził, ze staroświecką galanterją zaokrągloną podał jej rękę, postanawiając odprowadzić do powozu, bo tak mu grzeczność, której nigdy nie chybiał, nakazywała.
Gdy sam na sam znaleźli się na wschodach, Habąkowska zwróciła się ku niemu:
— Bez pochlebstwa, kochany szambelanie, — rzekła cicho — córkę masz tak śliczną, tak śliczną, iż równej jej, nawet tu u nas, gdzie wszystkie gwiazdy się zbiegają, znaleźć trudno.
Ma w sobie coś tak uroczego, niewysłowienie miłego, naiwnego, że nam tu wszystkim naszym kawalerom pozawraca głowy, bodaj tylko starszym pardonowała!
Szambelan, przyciśnięty do ściany, bo wschody były wąskie, śmiał się, choć pochwały te brzmiały mu jak groźby, truchlał strwożony.
— A, pani dobrodziejko — rzekł, dławiąc się — dla ojca sukcesy takie, to większa troska niż pociecha.
Habąkowska, odpowiedziawszy mu raz jeszcze tym samym swym zdawkowym śmiechem, którym się często posługiwała, wsiadła nareszcie do karetki, szambelan skłonił się drzwiczkom i stanął zadumany.
— Cóż to za licho ta utrapiona majorowa, taka fertyczna? Przyjaciółka domu, której ja ani znam, ani wiem, ani się domyśleć mogę? Język jak na kołowrotku! sama jak fryga, a pachnie aż śmierdzi! i wystrojona! ki djabeł! — Znała mnie i nieboszczkę żonę! majorowa? W życiu żadnej takiej nie znałem! Skąd data! przyjaciółka?
Poszedł co prędzej na górę dla wyjaśnienia tajemnicy. Córka i wojska Czeżewska, spodziewając się go, oczekiwały.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/61
Ta strona została skorygowana.