Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

— Moja kochana — odezwał się Burzymowski, — są powody, z których ja ci się na teraz tłumaczyć nie mogę.
— Dlaczego? — cierpliwie, ale nie ustępując, nalegała córka.
Burzymowski patrzał na nią długo i — dumał. Zebrał się wreszcie na odpowiedź.
— Dlatego, moje dziecko, — rzekł — że w twoich latach lepiej jest wielu rzeczy nie znać i o nich nie wiedzieć...
Argument był słaby...
— Przepraszam tatkę, — odezwała się Sylwja — mnie się to wydaje inaczej. Ja właśnie przez niewiadomość tych rzeczy zatajonych mogłabym pobłądzić, zatem zdaje mi się lepiej, żebym o wszystkiem wiedziała zawczasu.
Wojska, nie chcąc się mieszać do tej rozmowy, stała na uboczu, patrząc to w okno, to na swą wychowankę. Sylwja, uśmiechając się łagodnie do ojca, męczyła go, piekąc na wolnym ogniu swemi pytaniami. Burzymowski zamilkł, tarł wąsy.
— Tatku — ciągnęła dalej córka. — Ile ja mam lat, wiesz tak dobrze jak i ja, tybyś mi rad ich ująć, jabym ich chciała sobie dodać. Dla kobiety, proszę tatka, to jest już wcale piękny wiek, jak tatka kocham. Mogę więc już wiedzieć niektóre życia tajemnice, daję ci słowo, jak mi powiesz, zrozumiem, a jak pojmę, posłucham.
Stary westchnął, oczy podnosząc ku niebiosom, jakby w nich zmuszony był szukać ratunku.
— Dajże ty mi pokój ze swoim rozumkiem — odezwał się błagająco. I wnet zmieniając głos, dodał:
— Powiem ci tylko, że nie wyłuszczając powodów, dla których wybór zrobię tych a nie innych domów, w jakich bywać mamy — mogę zaręczyć, iż ten wybór mój będzie najlepszy, a domy najpierwsze i najdystyngowańsze... Mogę ci i za to zaręczyć, że ani przez skąpstwo, ani dla osobistej niechęci nie wyłączę nikogo...
— Domy najdystyngowańsze — podchwyciła Syl-