Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

— Dosyć było, żebyś się w oknie sprezentowała! — odparł Burzymowski — nie trzeba było się popisywać z twarzyczką!
Dżokej oddał bukiet? — zapytał Grabski Czeżewskiej.
— Dżokej! dżokej! służąca powiada, że był prześlicznie ubrany, w czapeczce aksamitnej, — przyjechał na bardzo pięknym gniadym koniu — spiesznie odparła wojska.
Wszyscy patrzyli na zadumanego Grabskiego.
— Wiadomo wszystkim, — począł zwolna Micio — że najpiękniejszych dżokejów ma książę Józef, a wszystkie konie stajni jego są gniade, bo to maść ulubiona.
Spojrzał na płonącą Sylwję, której twarzyczka wstydem i radością pałała.
Burzymowski stał przybity, Czeżewska tymczasem wąchała kwiaty, lubowała się niemi i trzymała je przed Sylwją, która jeszcze dotknąć ich nie śmiała, choć widać było, że bardzo je pragnęła pochwycić, gdyby nie ojciec!
— Otóż to ta wasza śliczna Warszawka! — gderał Burzymowski — ta wasza galanterja paryska. Nieznajomy ktoś, djabli go wiedzą kto, śmie, mości dobrodzieju, obywatelskiej córce narzucać się z prezentami! Hommage! dałbym ja mu hommage! po bokach! trutniowi!
— Ale cóż to jest złego w tym hołdzie admiracji złożonym u stóp piękności — opryskliwie odezwała się Czeżewska — nie potrzeba sobie robić jakichś wizyj z niczego? któż zaręczy, że to przysłał mężczyzna?
Proszę szambelana, na ołtarzach stawia się bukiety, a Pan Bóg się nie gniewa!
Grabski milczący, z rękami w tył założonemi po salce się przechodził.
— Ale! ale! co asińdźka wygadujesz! mów sobie komu chcesz, a nie mnie, że to przysłał nie mężczyzna! — zawołał szambelan gorączkowo. — Właśnieby kobieta kobiecie pięknej bukiet posyłała! każda z was rywalkę gotowaby struć lub w łyżce wody utopić. Potrze-