kwiatki zawiniły; wojska ma słuszność, proszę ojca! to nie ma żadnego znaczenia!
I zasłoniła kwiaty sobą od napaści ojca, który rękę po nie wyciągał. Grabski, stojący na boku, wcale się do tej sprawy mieszać nie chciał.
— Kuzynie! Miciu! stańże ty w obronie niewinnego bukietu! — odezwała się do niego Sylwja.
— Naprawdę, panie szambelanie, — wtrącił Grabski posłusznie — rzecz cała niewarta, aby ją tak brać na serjo! Najlepiej ładny bukiet postawić gdzieś w kącie i zapomnieć o tem. Rzecz cała niewarta, abyś się nią tak burzył!
— Ślicznie! i fakt spełniony mam przyjąć, milczeniem akceptować! — zakrzyknął Burzymowski — aby się nazywało, że moja córka od nieznajomych trutniów, pierwszego lepszego szaławiły przyjmuje prezenta i homagja! Jutro jej gotowi przysłać co innego! to mi się podoba!
Grabski przystąpił do zburzonego ciągle Burzymowskiego i zcicha począł go łagodzić i uspokajać. Kobiety usunęły się na bok, a Czeżewska zręcznie skorzystawszy z chwili, cofnęła się z bukietem do drugiego pokoju, unosząc drogą pamiątkę, aby nie padła ofiarą ojcowskiego gniewu.
Szambelan dał się przecie ułagodzić i uspokoił nieco, a przynajmniej zamilkł. Sylwja przystąpiła tuż do niego, podpieszczając trochę, co zawsze skutkowało.
Nierychło jednak rozgniewany stary ochłonął, i gdy Grabski zaczął się żegnać, poszedł razem z nim na dół, zmuszając, aby wstąpił jeszcze do jego mieszkania. Sylwja wejrzeniem niemal wdzięcznem pożegnała kuzyna, przypominając mu, że mieć będzie poleceń mnóstwo i że się go codziennie spodziewa widywać na swej służbie. Wiedziała dobrze filutka, że niczem mu więcej nad ten rozkaz przyjemności uczynić nie może.
Na dół zszedłszy strapiony szambelan z rozgniewanego, jakim był na górze, stał się rozżalonym i nad
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/88
Ta strona została skorygowana.