Jakto trafnie! — odezwała się Vauban. — Jakto uspokajająco dla mnie.
Nie ruszając się z miejsca czekała gospodyni, aby jej rozkaz został spełniony.
— No, zmiłujże się hrabino, — po chwili oczekiwania dodała — wyjaw mi nareszcie co to jest? Coś tak groźnego dla mnie!
Uśmiechnęła się szydersko, jakby w żadną groźbę uwierzyć jej nie było podobna.
— Groźnego!! nie! — odpowiedziała Wielhorska — ale pocóż macie wiedzieć o wszystkiem, co jak chmurka po niebie przechodzi i znika?
Zasłaniamy ci światło, aby nie raziło twych oczu, à plus forte raison, trzeba twym słabym nerwom i czułemu sercu innych wrażeń oszczędzić.
— Ale doprawdy, droga hrabino, zaczynasz mnie niepokoić i trwożyć! Cóżto być może? — Mów, proszę bardzo — dodała Vauban.
Pani Stasiowa podniosła ku niej oczy, lecz zdawszy na sąsiadkę całą sprawę, nie odezwała się sama.
Z szyderskiej minki pani Wielhorskiej domyśleć się było można, iż tak bardzo groźnego nic zajść nie musiało.
— Eh bien — pieczesz mnie na wolnym ogniu! ma chérie — szepleniącym głosikiem, pokaszlując, odezwała się Vauban znowu! — De gràce!
— Więc mówię — rozśmiała się hrabina. — Książę nasz jest znowu mocno zajęty, tak jak to on zwykł bywać, gdy coś zupełnie świeżego, nieznanego zobaczy, gdy twarzyczka nowa uderzy go jak jakieś nadzwyczajne zjawisko!
Il lui fant du nouveau, n’en fut il plus au monde!
Vauban skrzywiła usta i ruszyła obojętnie ramionami, nie okazując najmniejszego wzruszenia.
— Tylko tyle?? — spytała. — A więc, trzeba mu zbliska pokazać tę czarującą twarzyczką, to najlepszy rozczarowania go sposób... Mówcież? kto jest ta czarodziejka nieznana?
— Nikt z nas jej nie widział jeszcze — ale...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/97
Ta strona została skorygowana.