wet, dusza jego kołysze się jak woda w naczyniu, szukając jakby spocząć; stara się wcielić w nową stronę, przyswoić sobie co go otacza, wrosnąć jedną cząstką duszy w ziemię, jak roślina, która żeby pożywne ciągnęła soki, przyczepić się wprzód musi, bodaj cienkim więzem do łona matki natury. Z początku gorączkowy niepokój miota człowiekiem, poznaje czego nie znał, oswaja oczy z nowem, wyczerpuje uwielbienie dla pięknego i stara się aby począć żyć, uspokoić wprzód moralnem znaturalizowaniem, uobywateleniem. Ale to nie wszystko jeszcze, to dzieła połowa. Już wrosnął do nowej ziemi, a jeszcze starej ziemi swej młodości, ziemi rodzinnej nie zapomniał. Bo zapomnieć jej niepodobna. Między ziemią a człowiekiem jest tajemniczy magnetyczny związek. O tysiące mil drgają fibry serca, które wyuczyło się bić tam daleko, które się wyżywiło tamtem powietrzem, wodą, chlebem i żywotem swego ludu. Samo ciało, jak magnetyczna igła, obraca się, drga ku rodzinnej ziemicy, ku mogiłom pradziadów, ku macierzyńskiemu grobowi. Cóż dopiero dusza, to nieśmiertelne kwiecie, leżące w kielichu ciała dziecięciem, kołysane wszystkiem co porusza jego spowicie; co dopiero dusza, biedna wygnanka zawsze za czemś tęsknić zmuszona, i tęskniąca tem żywiej, że dla niej szczęścia nie ma nigdzie. Nie jeden uciekając z domu, leciał z radością i mówił: — Lekko mi, dobrze, słodko tam będzie, bo o wszystkiem zapomnę, bo sobie nową stworzę rodzinę i oderwę się od wszystkiego co stare, co mi cięży, co cierpienie na barki mi włożyło. Ale nie tak się stało! Zaledwie odbiegł radosną nadzieją niesiony — już ci go coś nieopisanego nazad ciągnie. — Odwraca się mimowolnie, mimowolnie tęskni. Kraj go ku sobie ciągnie...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod włoskiem niebem.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.