on wyciąga ręce i serce do ojczyzny. I płacz, i żal mu nawet boleści starych — a oczy nieprzytomne patrzą na piękności natury nowej, cudownej, zachwycającej — a przed duszą suną się mgliste obrazy drugie, potężniej nań działające. — To obrazy kraju, który porzucił, to domki w zielonych brzóz wieńcu, to łąki przecięte rzeczułkami, to gęste czarne na rozdrożach krzyże, to białe kościółki, to gniazda bocianie, stare grusze, żurawie studzien skrzypiące — i ktoś tam w ganku siedzący, tęskny i patrzący ku południu! — Napróżno chce się odurzyć podróżny, jedna jego połowa tu, druga tam. I z każdą chwilą rośnie niepokój, tęsknota, ból, i w miarę odległości zda się wyciąga boleśniej coraz jakaś nić sercowa, grożąc zerwaniem. — Potem — choroba za krajem albo się przesila, albo zabija, a jeźli serce gwałtownie bić ustanie, oczy obracać się tęskno — niemniej powiedzieć nie można żeś zapomniał przeszłości i ojczyzny. — Czasem zapach kwiatu znanego, dźwięk dzwonu, głos coś przypominający, na nowo serce rozedrze, powieki zakrwawi, czasem wstanie z łoża z bijącą piersią, bo w marzeniu sennem dusza uleciała ptakiem na mogiły stare, a gdyś się obudził, toś ją oderwał z daleka, i czujesz się jakby w pół tam jeszcze, w pół tylko tutaj. — Bo tajemny, magnetyczny ten związek z krajem wykarmionego nim człowieka trwa do śmierci i jest nierozerwany, a kto nie zna tęsknoty, kto nie poczuł boleści za rodziną bodaj cmentarną, temu rzućcie kamień, bo wart ukamienowania, bo gorszy jest zwierzęcia, co wyje obróciwszy się ku domowi: — to nie człowiek.
Mamże wam mówić jak Jan tęsknił? Na co? jużeście to pojąć powinni. — Tęsknił nawet za niebieskiemi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod włoskiem niebem.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.