czy trzech ludzi coś szeptać między sobą poczęli, poglądając na obcego, zdawali się zgadywać, czy pod płaszczem był zbrojny, poprawili noże za pasem. On szedł dalej. Nad Tybru brzegiem stał stary dom pochylony nieco i dziką winną okryty macicą. Od dołu ciężkie arkady, pogruchotane trzęsieniem ziemi, zsiadły się dziwacznie, rzekłbyś, że popadają. — Niektóre z nich zabite były i gruzem zarzucone, u innych drobne świeciły okienka w świeżym wybite murze. Wyżej kilka nieregularnych otworów wychodziły na Tybr i z drugiej strony w uliczkę. — Jeszcze wyżej w trójgraniastej facjatce wygiętej, jak gdyby upaść miała, długie czerniało okienko. Cały przód domu okrywała dzika latorośl winna, przez której ciemne gałęzie, poodzierany mur i białe reszty tynku wyglądały. W oknie pierwszego piętra siedziała kobieta Księżyc wprost na twarz jej świecił. O! piękna była i nie darmo Jan zadrżał i zatrzymał się przeciw niej
Było to szesnastoletnie może dziewczę. Dwoje ogromnych czarnych oczu, przyćmionych długiemi rzęsy, co na białym aż kładły się spać policzku, świeciły niewiem łzą czy wewnętrznym ogniem. Czarny kruczy włos śklniący, niedbale spuszczony opasywał owal jej twarzy, jak winna macica stroiła jej domek. Nos zda się pożyczyła u greckiego posągu, tak marmurowe miał kształty, tak czyste wycięcia, a otwarte jak u arabskiego konia nozdrza różowo przyświecały. — Rumiane usta choć wąskie, były wydatne, malarz by może szczuplejszych zażądał, snycerz drobniejsze wargi wykształtował, ale kochanek o innych nie mógł pomyśleć. Wpół otwarte ukazywały białe ząbki — perełki. Szyja przy hebanowych włosach, świeciła jasno, choć miała tę barwę bi-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod włoskiem niebem.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.