Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod włoskiem niebem.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko, na to czekała dziewczyna, zwróciła się pobiegła.
— Juanito mój żyje, — zawołała — Lazar z wodą popłynął.


VIII.

Juanito żył wprawdzie, ale ciężko ranny, a Lazar choć z wodą popłynął, nie utonął jednak i z zadanych ran nie zginął.
Zmieniło się tylko wielce położenie wszystkich: Lazar z kochanka stał się nieprzyjacielem Pepity, postrachem Paola, prześladowcą Jana.
Nazajutrz zaraz w izdebce którą zajmował, dokoła zbroczonego, bladego, jęczącego Transteveranina, zasiedli wszyscy krewni, wszyscy przyjaciele Lazara. Na rozesłanej macie pokrytej płótnem rzuconem, leżał młody, niedawno wesół i pełen nadziei człowiek; nie bolał on nad sobą, nie stękał, nie jęczał, ani się odgrażał, milczał i syczał z bolu tylko. Stary stryj, matka, siostry, zamiast pocieszać, rozpalali jego zemstę przeciw Pepicie i Janowi.
— Zabijesz heretyka tedesca, zabijesz Lazaro, ofiarowałam votum do Panny Marji, ona ci do zemsty pomoże!
— A my ręką — ponuro rzekł stryj i brat.
— I my — szepnęły dwie siostry, w których źrenicach błyszczał ogień dziki.
— Jeźli wyżyję... — jęknął ranny.
— Jeźli umrzesz — dodał stryj zimno — ja go zabiję. Bądź spokojny.
— Lub my — rzekli drudzy.
— I Pepita zginie!