Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod włoskiem niebem.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

pochylało nad starym Tybrem, pokryte zieloną latoroślą winną.
Ale jej i tu dobrze było z ukochanym Juanitem. W maleńkim domku z małym ogródkiem, na piętrze kilka białych izdebek czekało na nich. Z okien mieszkania cudowny, a w każdą stronę inny rozwijał się widok: Ogrody, pałace, kościoły, ruiny i zielone drzewa. U wnijścia winna latorośl rozpięta jak tam, na górze kwiaty i wszystko co kobietę zająć, ubawić może.
Z początku jak myszka biegała z kąta w kątek Pepita, wszystkiem się ciesząc, dziwując wszystkiemu, skacząc do góry dziecinnie a tak wdzięcznie, że Bernard, który zawsze artysta, studjował patrząc na nią — i nie mógł wyjść z zachwytu nad wrodzonym ruchów wdziękiem, nad snycerskiemi pięknościami tej budowy z żywego marmuru:
— To anioł! to anioł! — powtarzał.
A dziewczynka słysząc to śmiała się z naiwnej radości. — I ze wszystkiem, we wszystkiem było jej do twarzy — bo w naturze jej był wdzięk niezmazany, niemogący się niczem zniszczyć — prócz wiekiem. — O! czas to wielki zbójca.
— Tutaj — wołała biegając, ustawiając, skacząc — tu będzie nasz piękny świąteczny pokój! Tu moja izdebka — tu twoja Juanito, przezedrzwi tylko, przez próg...
— Czemuż nie razem?
Pepita pogroziła tylko.
— A tu, — mówiła dalej, — knchenka, a tu moje państwo, moje królestwo — owoce, maccaroni, oliwa, wino. Wiesz, jam wielka gospodyni Juanito! A jak mnie to bawić będzie!
I powiesiła mu się na szyi, tak że końcami palusz-