Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod włoskiem niebem.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

możemy; — i przeczucia rozumu mylą, ale przeczucia serca nigdy.
Ptaszkiem nazajutrz z łóżeczka zerwała się w koszulce tylko Pepita i biegła do okna rozespana, wołając:
— Jestem w Rzymie! jestem w Rzymie!
I rzuciła się na szyję Janowi.
— Juanito, myśmy w Rzymie — A! a! i karnawał prędko! Ja jestem w Rzymie, w Rzymie!


XV.

Karnawał w Rzymie, jak wiele innych zwyczajów, to jeszcze po pogaństwie ochrzczona tylko puścizna, resztka Saturnaljów starych — wesoła chwila życia, którejby Rzymianin, Weneta nie zamienił za nic. — Powiadają, że dzisiaj zesmutniał sam karnawał i stał się poważnym, zamyślonym jak wiek nasz — ale ochłodły jest jeszcze w miarę życia naszego gorączką chwilową. Indziej, w Paryżu, rozpasane zapusty są naśladowaniem tylko, podszyciem się pod cudzy zwyczaj; tutaj one potrzebą, koniecznością. Ich się rok cały spodziewają, do nich sposobią, o nich myślą i nie jeden straciwszy na strój i confetti ostatki, przeszalawszy dni kilka, sam nie wie co jutro z sobą zrobi. — Ale kto myśli o jutrze?...
Jak szerokie Corso, tak pełne ludu, budek, powozów, zgiełku, gwaru, muzyki, pieśni, śmiechu, masek i wesela.
Z balkonów wiszą bogate kobierce, dywanami wysłane okna, a i balkony, okna i drzwi pełne ludu, zapchane głowami, zamaskowanemi, bez masek, strojnemi,