wsunął... używam tu dyety moralnéj, wytchnę, nabiorę sił i wrócę używać póki jeszcze można.
Gdy to mówił, Romuald z księdzem Jackiem podeszli ku nam, obejrzał się i zamilkł pan Jan, a po chwili wstał i odszedł chmurny w głąb’ sali.
— Co to za osobliwszy fenomen? — spytałem bonifratra, który znów częstował mnie tabaką...
— Bardzo biedny człowiek — odparł z litością dozorca — szczerze mi go żal... a niewiele mam nadziei, żeby wyzdrowiał.
— Któżto taki?
— Obywatel z Zawilejskiego, w głowie mu się z jakichś głupich pomięszało miłostek, chciał się rozwodzić, to znowu powracał i przepraszał żonę, wchodził kilka razy do służby i nagle ją porzucał, nie było nigdy ciągu i logiki w jego życiu... a chwilami napadały go nawet niebezpieczne szały gniewu... teraz jest lepiéj nieco. — Kto wié? Bóg łaskaw, jednak wątpię wielce, że-