Drwal się w niego uporczywie wpatrywał, jakby go chciał na wskróś przeszyć.
— Do miasteczka! hm! powtarzał — do miasteczka! to! to! i takiego młodego samego cię puścili.
— Ale bom ja stateczny, rzekł Janek z pewną dumą.
— Zapewnie, a taki to niezbyt oględnie.. ot, żebyś gdzie i na złych ludzi natrafił, mogliby jak nic krzywdę ci zrobić jaką.
— Jakążby mi krzywdę zrobili?
— Mogliby cię obedrzéć nieboraku...
Janek ruszył ramionami i rzekł śmiejąc się przysłowiem:
— Goły się rozboju nie boi...
Drwal z ukosa spojrzał na tłomoczek.
— Choć rodzice ubodzy, ależ taki jedynaka wyprawiając, musieli mu cóś dać na drogę.
— Maluczko.
— Maluczko mówisz — proszę! aż mi cię żal, a to może nie masz nic... z czém począć, to bieda!
I począł bardzo cmokać i dziwować się.
— A pokażże no mi — rzekł nagle, — co masz, może ja co na to poradzę.. Janek począł najprzód wyliczać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Podróż do miasteczka.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.