— Dwie koszule nowe, no! kurtka od święta, buty pierwszy raz przyszyte... a jakie cholewy! kamizola! aj jaka kamizola! jakie z boków kieszenie i guzy! no?. Kielnia, łokieć, waga... a i książka od nabożeństwa,.. i różne drobnostki.
Gdy on to mówił, a drwal kiwał niedowierzając głową, Janek zsunął z bark tłomoczek, rozpiął go, i nuż wyciągać, chwalić się, pokazywać.
Mało tam było, ubogo, ale i na to oko drwala niepoczciwie się zaiskrzyło, począł cmokać i dziwnie się wpatrywać.
— Piękne masz rzeczy! wcale piękne masz rzeczy! — rzekł ochrzypłym głosem, jakby go w gardle paliło.
Chłopiec już chciał wdziać tłumoczek na ramiona, gdy drwal przytrzymał go uśmiechając się za rękę.
— Jakiżeś niedoświadczony, — rzekł zaczynając śmiać się coraz głośniéj, — na cóż to darmo dźwigać siedząc, to cię ramiona zabolą; włożysz gdy iść będziesz, odpocznij, zobaczysz, że ci tak lżéj będzie.
Jankowi rada dosyć przypadła do smaku, siadł odsunąwszy tłomoczek, a drwal go wciąż wypytywał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Podróż do miasteczka.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.