w ręce plasnął... koło widzów okrążało żydka, który to cudo pokazywał, a gdy instrument zagrał kozaka, gdy małpa zeskoczywszy ze skrzynki, krygi, skoki i miny poczęła... nie było się sposobu oderwać. Reprezentacyja trwała dosyć długo, żyd grał a małpa tańcowała, ludzie się śmieli i wszystko było dobrze, aż nareszcie i żyd i małpa się zmęczyła, szejne katarynka wydała jęk przeciągły... ten i ów przewidując nieprzyjemną apostrofę poczynał się wynosić; żeby się od składki wywinąć, udając przechodzącego tylko. Kilku bliższych rzucili po groszaku. Janek jak wkuty pozostał, małpa bowiem język mu pokazała przekrzywiając głowę i to go niesłychanie bawiło... Stoi, stoi, jedną razą żydek się obejrzał pozbierawszy grosze i wprost skoczył na niego.
— Nu! a patrzał wać?
— Albo to oczów nie mam? ofuknął Janek.
— A słuchał wać?
— Albo to ja nie mam uszów? oburzył się chłopiec.
— Nu! to zapłać! to zapłać!
— Jakto zapłać! co to! zapłać!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Podróż do miasteczka.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.