ma, brzęka niby pieniędzmi w kieszeni, choć ani groszaka mu nie zostało — inny człowiek!
— Ho! ho! rzekł, nie głupi tatko! że mi wódki zakazywał, a toć w kieliszku taka siedzi siła, że może bym go nie słuchał i swój miał rozum, gdybym był trunku skosztował... Tylko go w siebie wlać, wszystko jest: i rezon i siła i ochota i wesołość... a że łeb trocha boli, to dawniejsze sprawy... w tém dziewka go wzięła w tany, jak poszedł, jak wywinął, aż się gdzieś oboje oparli o drugą ścianę i mało szynku nie wywrócili... Huk! hałas! dziewczyna upadła; brat i narzeczony do Janka z pięściami...
— Co to ty tu przyszedł robić breweryje, ty hołodrygo jakiś, co ci się koszula dziurami świéci!
Janek w garść plunął i gotów do boju, a ci jak go poczęli grzmocić... ciepło się czegoś zrobiło na twarzy, kiedy się otrze, aż tu krew.. a tu go wziąwszy pod boki, wiodą do drzwi i za drzwi, i jak go pchnęli w ulicę, aż nosem zarył nieborak.
Wstał jednak, otrząsł się i chciał powrócić do szynku, żeby wybić ich wszystkich jak pszczoły, ale gdzieś licho wzięło i drzwi i dom i światło, ciemniuteńko jak w garnku i cicho jak na cmentarzu.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Podróż do miasteczka.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.