Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Podróż do miasteczka.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

ciszków, poświęconych usłudze i pieczy nad obłąkanemi.
Nie można sobie wyobrazić nic pospolitszego i mniéj obiecującego nad twarz i postawę księdza Jacka, chociaż bliżéj poznany był to skromny, ale dostojny i zacny pracownik, który święcie spełnił swe ziemskie posłannictwo. Maleńki, gruby, kłódkowaty, czerwony, z rękami wielkiemi i niezgrabnemi, wydawał się jak figurka w źle wytoczonych szachach, któréj główkę tylko jako tako wyrobił artysta, a resztę ledwie okrzesawszy, porzucił. Twarz miał okrągłą, pełną, ale tak nic nie znaczącą, tak startą, jakby natura wysiliła się, by nią człowieka zamaskować; nic z oczów, nic z ust, nic z czoła nizkiego nie mówiło. Dopiéro gdy usta otworzył, gdy się ożywił, gdy dusza rozjaśniła te rysy pospolite... promieniał zeń ewangielicznych cnót prostaczek święty, jakich mało na świecie.

III.

Romuald, który nie wiem zkąd zna księdza Jacka, uśmiechnął się do niego w progu ze zwykłą sobie łagodnością i przywitał go, coś mu