wo — ale to z choroby! Trzeba panu wiedziéć, żem się ożenił najgłupiéj w świecie. Antosia była dobra dziewczynka, ale to proste, ubogie, bez wychowania, a taka w serduszku kobiecina... Kochała pewnie ze dwóch przedemną, a z dziesięciu się jéj po mnie podoba. Historyja mojego ożenienia, jest historyją nieszczęść moich, zawiązałem niém sobie świat, zakopałem się w dziurze zapadłéj, a ta kobieta zrozumiéć mnie, ani ocenić nie mogła. Byłem człowiekiem wyższych usposobień i gwałtownych namiętności, ani jednemu, ani drugim pokarmu nie mogło nastarczyć życie, do zabicia jednostajne, ciężkie; miłość którą prędko przesyca uśmiech srereotypowany, żale codziennie téż same, ziewanie co chwila szersze. Musiałem zaniedbać Antosię... Któż temu winien? zanadto gorące i szerokie Bóg mi dał serce, jedna miłość powszednia wystarczyć mu nie mogła! Cóż zresztą znaczą łzy jednéj kobiety? Miała dziecię, które ją pocieszać było powinno, i przyjaciół, i wzdychającego do niéj platonicznego... ba! kto tam wié czy platonicznego kochanka!! Rzuciłem się w świat większy: domowéj rzeki mało dla piersi, musiałem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Podróż do miasteczka.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.